Podejście trzecie, albo czwarte....chyba nie odpuszczę...miałyby mnie pokonać półokrągłe bigle? NEVER ale tymczasowo odpuszczam...nie chce się przyznać do błędu? przyznaje się:
- za gruba tkanina,
- projekt dostosowany do prostych bigli,
- i coś tam, coś tam.
Brak opisu. Bigle po bokach czekają na żeniaczkę...jeszcze.... |
Podszeweczki:]:] |
M. in. czerwona podszeweczka, która potrzebna mi jak nie wiem co do żakietu. To moje rozwiązanie- zamówienie raz na dłuuuuugi czas, ale za to z jaką oszczędnością....każdy kolor po ok 2 mb u mnie w stacjonarnym sklepie po 6-8 zł a ja wyrwałam za 1,5 zł :] aha i w sklepie stacjonarnym nie mięli czerwieni, turkusu jednobarwnego tylko jakiś mieniący.
To teraz wypatruje nici na zapas...ale zakup za jakiś czas tylko karteczka, notowanie i polowanie:]
Pozdrawiam:]
Rzeczywiście bigle potrafią być wredne, a zakup przez internet na zapas też stosuję więc mogę powiedzieć, że warto :)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że ceny nawet z przesyłką potrafią być dużooo niższe.
UsuńDobrze, że takie małe "niepowodzenia" można sobie zrekompensować takimi zakupami ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, od razu można zająć się czymś innym a nie płąkać nad rozlanym mlekiem...
UsuńMam nadzieję, że jakoś się da torebkę uratować, dokończyć. Bo prześliczna jest.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, bo to ostatni kawałeczek tej tkaniny był, a strasznie ją polubiłam:]
UsuńPorażka? Nie sądzę :) Zapraszam do siebie http://zapalov.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak to wyjdzie za jakiś czas. Dziękuję za zaproszenie:]
UsuńChwilę odsapnij i może wówczas do niej powróć, już z nowymi pomysłami na rozwiązanie problemu :)
OdpowiedzUsuńJuż tak kilkakrotnie brałam głebszy oddech od niej i coś tam ciut ciut zawsze do przodu, więc i tym razem dam jej jakiś czas odpocząć:]
Usuńzawsze miałam żal do mamy, że nie lubi szyć i nie mieliśmy w domu maszyny do szycia... uwielbiam Twój blog i od tej chwili zostaję jego bacznym obserwatorem ;) pozdrawiam i zapraszam na longbreak.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMoja mama chyba miała już za dużo szycia w życiu... odkąd pamiętam w domu była maszyna, ale o dziwo byłam chyba za długo z nią na dystans ( z maszyną), ale o tym będzie post bliżej Dnia Mamy. Już zaglądnęłam do Ciebie:}
UsuńMoniko - nie wpadłam w "spam" kurcze byłam pewna, że się dopisałam - to jest "alcantara"? ta sama z której wyszyłaś zielone retro-cudo?
OdpowiedzUsuńNie, to jest "ambasador" tak mi pani w sklepie powiedziała bo leżał w resztkach, chyba rodzaj flauszu, ale w dotyku bardziej przypomina taki delikatny polar. Tamto zielone to od Kory to był naturalny flausz, bo jak delikatnie go nadpaliłam to zapach był jakbym włosy spaliła.
OdpowiedzUsuńo, a na zdjęciach jak alcantara... no to jak flauszowe - to grubaśne... Bo wiesz, że teraz do wszystkiego wciskają te poliestry, to one się tak spalają, już czystych materiałów bez domieszek coraz mniej :)
Usuńszkoda, że są problemy, bo torebka jest przepiękna <3
OdpowiedzUsuńA pomysł z zapasem podszewek bardzo dobry tylko trzeba przewidzieć jakie będą potrzebne :)